W zeszłym roku zamontowano w naszym
mieście 5 tzw. zielonych ładowarek. Koszt jednej wynosił 30 tys.
zł. Od tej pory systematycznie są dewastowane, a dokładniej
urywane są kable służące do ładowania telefonów. W zasadzie
telefon można naładować mając własny kabel i korzystając z
gniazda ładowarki. Jednak i tu występuje problem, gdyż w
niektórych gniazdach jest brak zasilania. Przykładowo w Szarleju: 1
kabel jest urwany, drugi nie ładuje, 2 gniazda zepsute plus dziurawy
przewód kompresora od kilku miesięcy. Pomijam skorodowane totalnie
narzędzia, ale to było do przewidzenia. Ostatnio spotkałem przy
ładowarce dwóch chłopaczków, którzy powiedzieli mi, że „tu
powinny być drzwiczki to klucze by tak nie zardzewiały”. Po
części tak, jednak główną przyczyną korozji jest zastosowanie
narzędzi z najtańszej, zwykłej stali. Wydaje mi się, że służby
odpowiedzialne za usuwanie usterek mają tej sytuacji serdecznie
dość. Dziś kabel wymieniony, jutro ponownie urwany, a końca nie
widać. Problem z dewastacją naszego wspólnego mienia jest
powszechny i widoczny dookoła. Pomalowane sprayami elewacje
budynków, ogrodzeń, wiaty autobusowe, zdewastowane znaki drogowe,
kosze uliczne itd. Ostatnio ręka chuligana dopadła nowo
zainstalowaną ledową latarnię przy ciągu pieszo-rowerowym, wzdłuż
muru Kalwarii.
Kamery są w niektórych miejscach
zamontowane, ale podobno jak powiedziano jednemu z mieszkańców –
na monitoringu nic nie widać.
Jednym słowem, to my musimy mieć oczy
otwarte i reagować kiedy zauważymy chuliganów demolujących naszą
wspólną własność. Inny problem to taki, że policja często
umarza dochodzenia różnie to argumentując. Koło zamknięte? Czy
może jest jakieś wyjście, aby temu zaradzić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz